niedziela, 13 września 2015

Seikon no Qwaser [GÓWNORECKA]




Informacje, czyli najpierw zapoznaj się z syfem:

Tytuł: Seikon no Qwaser

Alternatywne tytuły: The Qwaser of Stigmata/Seikon no Quasar


Rodzaj produkcji: TV


Liczba odcinków: 24


Rok wydania: 2010


Materiał źródłowy: manga


Tematyka: akcja, harem, przygoda, ecchi, szkolne, naprzyrodzone





Cycki, stygmaty i supermoce na bazie tabeli pierwiastków Mendelejewa. Połączenie niemożliwe? To pytanie jest zbędne, bo jak wiemy w Kraju Kwitnącej Wiśni możliwe jest wszystko, no ale do rzeczy.

Tytułowi Qwaserzy to osoby, które mają moc władania jednym, określonym pierwiastkiem chemicznym. Żeby jednak ich działania były efektywne, niezbędna jest soma, czyli energia wysysana wprost z kobiecych piersi. W świecie Seikon no Qwaser istnieją dwie organizacje, których zadaniem jest szkolenie Qwaserów. Są to: Athos - organizacja przedstawiona widzowi jako ta pozytywna oraz Adepci - siedlisko czarnych charakterów, występujących w anime. Athos i Adepci dzielą wspólny cel, a mianowicie odnalezienie Bogurodzicy z Carycyna - legendarnej świętej ikony, obdarzoną cudowną mocą. Owy artefakt rzekomo znajduje się w pewnej prawosławnej szkole, do której uczęszczają Tomo Yamanobe i Mafuyu Oribe. Pewnego dnia do ich klasy dołącza, pochodzący z Rosji, Aleksander Nikolaevich Hell, który jak potem się okazuje jest Qwaserem władającym żelazem. Tak właśnie zaczyna się opowieść pełna nagości, przemocy i wszechobecnego absurdu.

Ekhm.
Fabuła Seikon no Qwaser z całą pewnością jest czymś niespotykanym. Najciekawszym jej elementem niepodważalnie są alchemiczne moce Qwaserów, które bądź co bądź są interesujące i dają duże pole do popisu. Wielka szkoda, że twórcy zmarnowali ten potencjał. To, co w tym anime najciekawsze zostało skrócone do minimum i wyparte przez fanserwis.

A co się tyczy fanserwisu... jest to największy minus serii Seikon no Qwaser. Podczas przygód naszych bohaterów, na każdym kroku natykamy się na nachalne pokazywanie niewątpliwych wdzięków animowanych panienek i różnych zabaw dla dorosłych. Fanserwis to wyznacznik tego anime, bywało, że bohaterki biegały rozebrane do naga przez jedną czwartą odcinka. Momentami jest niesmacznie, a czasami ogląda się rasowy hentai pełen biustów.
To pytanie to chyba nie na miejscu

Skoro już mowa o kobiecych wdziękach, to nie mogło tu zabraknąć przeróżnych bohaterek z biustami reprezentującymi każdy możliwy rozmiar i kształt. Ale jak to często bywa wielkość walorów cielesnych nie idzie w parze z osobowością. Większość z zaprezentowanych nam dziewczyn jest płytka jak kałuża po majowym deszczu. Na szczególne potępienie zasługuje przeurocza Tomo, która sprawia wrażenie osoby co najmniej niedorozwiniętej. I wybaczcie to określenie, ale jej osobowość i rozumek są odwrotnie proporcjonalne do wielkości jej klatki piersiowej. Jakiś poziom reprezentowały natomiast Mafuyu i Ekaterina, które jako jedyne zostały obdarzone charakterem.

POCZUJ TĘ KRAWĘDŹ
Co do głównego bohatera, twórcy zaserwowali nam standard standardów. Dziecko obdarzone tragiczną przeszłością i niesamowitym potencjałem, którego Ci źli chcą wykorzystać wedle swojego uznania. Tiaaa... Gdzieś już to widziałam.

Seikon no Qwaser pod względem grafiki i animacji nie mam nic do zarzucenia. Żywe kolory cieszą oko, a spora ilość klatek na sekundę sprawia, że walki prezentują się bardzo dobrze. Jak już wcześniej wspomniałam wszystkie potyczki qwaserów są naprawdę widowiskowe i uważam to za niewątpliwy plus tego anime. A co się tyczy plusów, to kolejnym jest muzyka, a zwłaszcza pierwszy opening i pierwszy ending, które naprawdę wpadają w ucho.

Nadeszła pora na swego rodzaju podsumowanie. Seikon no Qwaser polecam... nikomu tego nie polecam. Ani dla relaksu, ani w ogóle. Wystarczyłoby posunąć się o krok, a wyszedłby z tego całkiem w porządku hentai, a i twórcom wyszłoby to na dobre.

~TL;DR - Seikon no Qwaser to gówno.

Ocena: 3/10


Pozdrawiam,
S.


Kwiat i Gwiazda [RECENZJA MANGI]


Kwiat i Gwiazda to jedna z tych mang, które nie robią dobrego pierwszego wrażenia. Kreska wydaje się obrzydliwie przeciętna, opis fabularny nie wygląda na zbyt interesujący, a i tematyka nie należy do tych, których oczekuje przeciętny mangowiec w naszym pięknym kraju. Szkoda jednak, bo Kwiat i Gwiazda to mimo wszystko pozycja warta uwagi, opływająca w przyjemny w odbiorze humor, dość znośnych bohaterów oraz całkiem w porządku historię.

Informacje:

Tytuł:
Kwiat i Gwiazda
Tytuł/y alternatywny/e: Hana to Hoshi/Flower and Stars/The Flower and the Star/花と星
Autor: Kario Suzukin
Serializacja: Tsubomi
Wydawca polski: Waneko
Liczba tomów: 1
Data wydania w Polsce: 2014


Fabuła: "Główna bohaterka mangi Kwiat i Gwiazda, Hanai, w czasach gimnazjum wygrywała turniej za turniejem w tenisie stołowym, lecz po tym, jak sromotnie przegrała z pewną dziewczyną, straciła całą wiarę w swoje umiejętności. Teraz zdała do liceum, rzuciła granie w ping ponga i chce zacząć nowe życie jako zwyczajna nastolatka. Z jej planów jednak nic nie wychodzi, kiedy okazuje się, że jej dawna pogromczyni nie dość, że uczy się w tym samym liceum, to jeszcze w tej samej klasie. [...]" (http://waneko.com.pl/)

Hana to Hoshi jest mangą unikalną przede wszystkim dlatego, że wszystko kręci się wokół sportu, a przy tym wciąż zostajemy w gatunku shoujo-ai. Były mangowe komedie w takim rodzaju, było połączenie sportu z akcją, z dramatem, z fantasy, jednak rzadko spotykamy rzecz taką, jak Hana to Hoshi, rzecz łączącą rywalizację sportową i romans, ba, romans w wydaniu homoseksualnym.
Fabuła podkłada sobie pod wyściółkę tematykę sportu, a konkretniej tenisa stołowego i jest on w zasadzie tym, czym być w tym komiksie powinien, a mianowicie tłem. Głównym założeniem fabularnym Hana to Hoshi jest relacja dwóch głównych bohaterek oraz jej rozwój. Bazuje ono na dość prostej i popularnej konstrukcji historii, czyli na spotkaniu po latach i na tym, w jaki sposób owe spotkanie wpłynie na poszczególne postaci i ich otoczenie. Banalne, ale nie znaczy to, że złe, wręcz przeciwnie - całość wypada niezwykle naturalnie i dość realistycznie.

Ocena fabuły: 7/10


Bohaterowie:
Kwiat i Gwiazda to manga z jedynie trzema wyszczególnionymi w jakiś sposób postaciami, które
tworzą dziwną i dość... trójkątną relację. Z jednej strony mamy Hanai, której jedynym talentem od zawsze był tenis stołowy; która tylko dzięki swojej świetnej grze była chwalona i nagradzana przez rodziców; której świat - po tym jak zaczęła odnosić porażki - stopniowo się zawalał. Z drugiej zaś strony mamy Haru, dziewczynę z nikłym pojęciem o poprawności społecznej, której niedouczenie w tej kwestii często jest sprawcą licznych nieporozumień. Te dwie bohaterki - jak już zdążyliście wywnioskować z powyższego opisu - są od siebie zupełnie różne. Jedyną rzeczą, jaka je łączy, jest gra w ping-ponga, a raczej zamiłowanie właśnie do tej dyscypliny sportu.
Na ostatnim z wierzchołków trójkątnej relacji zasiada Chika, dziewczyna zakochana w jasnowłosej Haru. Postać ta praktycznie przez większość czasu kieruje się tylko i wyłącznie zazdrością. Ma gdzieś uczucia swojej ukochanej, a jej własne pragnienia są priorytetem. W mandze pełni ona rolę takiej typowej przeszkadzajki nakręcającej dramę i podejrzewam, że to właśnie dlatego Chika jest tak denerwującym dla odbiorcy osobnikiem. Trzeba więc pamiętać, że Kwiat i Gwiazda to nie ten typ komiksu, którego bohaterów kochamy bez wyjątków, wręcz przeciwnie - brak sympatii w stosunku do niektórych jest całkowicie uzasadniony.

Ocena bohaterów: 6/10


Kreska:
Naprawdę nie uważam, by strona wizualna Hana to Hoshi była czymś specjalnym. Nie jest okropna, brzydka, odpychająca, ale nie jest też godna podziwu, urokliwa czy powalająca. Zdarzały się niedociągnięcia, niedokładne pociągnięcia kreski, puste tła, a całości brakowało szczegółowości. Kłopotów z rozróżnieniem poszczególnych postaci raczej nie było, więc określę kreskę mianem "zadowalającej".

Ocena kreski: 5/10


Yuri w yuri:
Dwóm z trzech występujących w mandze postaci można przypisać orientację homoseksualną, trzecia jest osobą co najmniej biseksualną. Brzmi obiecująco? Jeszcze się wstrzymajmy.
Wyłóżmy to tak, żeby było najprościej:
Mamy jednostronne uczucie Haru do Hanai oraz identyczne jednostronne uczucie Chiki do Haru. Taki układ rzeczy robi z niepewnej niczego Hanai i z Chiki rywalki oraz daje dużo wolnej przestrzeni do liliowych akrobacji. I co nam wyszło z takiego miksu? Niewiele lesbijskich igraszek, kilka pocałunków, dużo złości i caaaaałą masę gównianej dramy. Typowo, nieprzekonująco, ale całkiem enjoyable.

Ocena zawartości yuri w yuri: 6/10







Polskie wydanie:
Hana to Hoshi zostało wydane w naszym pięknym kraju przez wydawnictwo Waneko pod nienagannym polskim tytułem. Obwoluta została bardzo ładnie wykonana, a dobór ciepłych kolorów zdecydowanie cieszy. Jakość druku i papieru znajduje się na bardzo przyzwoitym poziomie. Całość została zawarta w jednym grubszym tomiku, który bardzo ładnie prezentuje się na półce wśród innych komiksów z serii "Jednotomówki Waneko". Cena tomiku jak na taką liczbę stron jest bardzo korzystna i nie powinna być dla nikogo problemem. Zdecydowanie polecam.

Ocena polskiego wydania: 9/10


Podsumowanie:
Ostatecznie poleciłabym mangę Kwiat i Gwiazda przede wszystkim miłośnikom szkolnych komedii. Dobrze prowadzonego i wzruszającego romansu tu nie uświadczycie, emocjonujących rozgrywek sportowych także. Jest tu sporo dramy, ale też sporo wartkiego humoru, który na pewno niejednego doprowadzi do łez. Na szczególną uwagę w kwestii komediowej zasługuje komizm relacji dwóch głównych bohaterek, czyli Hanai i Haru, podczas gdy jedna z nich z całych sił próbuje stworzyć dystans, a druga usilnie próbuje się do niej zbliżyć. Dla ludzi lubiących lekkie komedyjki z dramą w pakiecie - jak najbardziej, dla miłośników yuri - można przeczytać, ale nie dodałabym Hana to Hoshi do grupy "must read". Pomijając oczywiście fakt, że dla porządnego yurifaga każdy yuri komiks jest "must read".

Ocena końcowa: 6/10




Pozdrawiam,
S.

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Owari no Seraph [PIERWSZE WRAŻENIA]


Pobrałam Owari no Seraph, ponieważ usłyszałam, że traktuje o wirusie, który wybija ludzkość. Lubię tematykę epidemiczną, a że jeszcze nie oglądałam bajki tego typu, postanowiłam dać powyższemu tytułowi szansę. Co znalazłam? Syf z narwanym protagonistą i gejowampirami.




Pierwszy odcinek jest bardzo mroczny i napchany krawędzią. Wszyscy dorośli momentalnie umierają, a przerażone dzieci biegają po ulicach. Ludzkość chyli się ku końcowi i widz jest w tym wyraźnie uświadomiony.

Po chwili na pierwszy plan wysuwają się antagoniści, zakapturzone postacie z karmazynowymi oczyma, o trupio bladej cerze - wampiry. Zabierają oni wszystkie dzieci do wampirzego miasta, po to, by stały się ich niewolnikami. Brzmi głupio? No brzmi.
Nie byłoby tak źle, gdyby cała seria została utrzymana w klimacie apokalipsy, zła i uwięzienia. Mówiąc szczerze, myślałam, że tak właśnie będzie. Nic bardziej mylnego. Po tym jak główny bohater ucieka od wampirzych wujków, twórcy serwują nam szkolny setting i poszukiwania przyjaciela. Serio?
A propos protagonisty - typowy debil, revenge driver. Widz nawet nie ma pojęcia, gdzie Yuu (main chara) nauczył się walczyć, no ale wiecie, WALCZĘ DLA RODZINY, DLA PRZYJACIÓŁ, MUSZĘ BYĆ OP. Jeśli oglądaliście Shingeki no Kyojin, przypomnijcie sobie Erena, a będziecie wiedzieć, o czym mówię.
Wizualnie jest ładnie, nawet bardzo. Styl kreski pasuje, oddaje klimat. Muzycznie mamy tu typowe mydliny, zarówno w openingu, jak i w endingu.
Owari no Seraph to słaby średniak, brat bliźniak SnK z dobrą animacją. Nie polecam.


Pozdrawiam,
S.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Shokugeki no Souma [PIERWSZE WRAŻENIA]


Jak wiele znacie bajek, które traktują o gotowaniu? Pewnie będziecie w stanie wymienić kilka, góra pięć. Pójdę o zakład, że wielu z was kojarzy bardzo dobre Yakitate!! Japan czy chociażby Koufuku Graffiti z ubiegłego sezonu. Oto na scenę wchodzi kolejne anime o przygotowywaniu dań wszelakiej maści, co więcej, okazuje się póki co (3 odcinki) tytułem dość dobrym. Przywitajcie gorąco bajkę Shokugeki no Souma, którą od samego początku niesamowicie enjoyuję.

Na wstępie poznajemy tytułowego bohatera serii, Soumę. Prowadzi on z ojcem malutką restaurację z tradycyjnym japońskim jedzeniem. Powodzi im się świetnie, do czasu, gdy nachodzi ich paniusia, która chce, by ich biznes splajtował. Nasz protagonista zręcznie ją odstrasza, podając jej jedzenie zalewające ją falą orgazmów. Niedługi czas potem dowiadujemy się, że pan Yukihira zamierza wyjechać i zamknąć knajpę, syna zaś wysyła do szkoły kucharskiej. Nie jest to jednak byle jaka szkoła, jak zresztą możemy się domyślać. Uczy się w niej bowiem elita wśród elit świata gastronomicznego. Czy sprawi to Soumie jakiekolwiek problemy? Przekonajcie się sami.


Shokugeki no Souma to niesamowicie enjoyable bajka. Z wytęsknieniem czekam na kolejne odcinki i nie mogę wyjść z podziwu, jak bardzo potrafię przeżywać takie drobnostki jak np. przesolona wołowina. Jedzenie to emocje. Jedzenie to siła. Jedzenie to... ORGAZMY. Nie wierzycie? Zasysajcie odcinki!


Pozdrawiam,
S.



sobota, 18 kwietnia 2015

Ore Monogatari!! [PIERWSZE WRAŻENIA]


Ore Monogatari!! jest bajką, do której podchodziłam dość sceptycznie. Kilka osób z mojego otoczenia nazwało ją po prostu gównem, więc - z racji tego, że uwielbiam katować się syfem - postanowiłam przyjrzeć się temu tytułowi troszeczkę bliżej. Co otrzymałam? Pretendenta na jednego z lepszych anime romansów ostatnich lat.


Całość zaczyna się dość zabawnie. Poznajemy bohatera, którego sztampowość nie dosięgnęła, nie jest on bowiem ani trochę przeciętny czy zwyczajny. Gouda Takeo - absolwent gimnazjum, 2 metry wzrostu, 120 kg wagi, przyjacielski, uroczy, odważny. Kontynuować? Już lecę.

Opowieść o gorylu z sercem jagnięcia rozpoczyna się podczas zakończenia nauki w gimnazjum. Wszyscy koledzy Takeo żegnają go ze łzami w oczach, a on nie pozostaje im dłużny. Po krótkiej chwili wiemy, co będzie kolejnym celem głównego bohatera - wyznanie uczuć swojej senpai. Do tego zdarzenia, jak się możemy domyślać lub też nie - nie dochodzi, gdyż Takeo staje się świadkiem innego zapewnienia o miłości. Jego ukochana wyznaje miłość lubienie najlepszemu przyjacielowi Goudy, Sunakawie. Po chwili dowiadujemy się, że nie jest to pierwsza taka sytuacja, bo każda dziewczyna, w której kiedykolwiek zakochał się nasz bohater, zawsze, ale to zawsze miała na oku Sunę, ten jednak nigdy nie odwzajemnił uczuć żądnej z dziewcząt. Co ciekawe, Takeo nie jest z tego powody zły na swojego przyjaciela, ba, nawet pozostaje wesoły, a po chwili dwaj przyjaciele wracają ramię w ramię do domu. W tym momencie następuje mautki time skip, a akcja przenosi się do rozpoczęcia roku szkolnego w liceum. Podczas jazdy pociągiem Takeo ratuje tyłek przypadkową dziewczynę przed typowym zboczeńcem. Od tamtej chwili Suna oraz Gouda zaprzyjaźniają się z ocaloną Yamato, a najzabawniejsze jest to, że Yamato zdaje się być zakochana w naszym gorylu z wzajemnością, jednak on... postanawia kibicować jej i Sunie. 


Ore Monogatari!! opływa w cukier - słodkie są uśmiechy, słodkie są liczne blushe na twarzach bohaterów, słodkie są wypieki, które przynosi Yamato. Jedyne, co może widza zirytować to lekkawy idiotyzm Takeo. Można go tłumaczyć brakiem pewności siebie, ale troszkę to dziwne, że AŻ TAK błędnie interpretuje sygnały wysyłane mu przez dziewczynę. No nic, zobaczymy jak to dalej będzie.
Pobierajcie. Polecam gorąco.


Pozdrawiam,
S.

Re-kan! [PIERWSZE WRAŻENIA]


Re-kan! to tytuł, po który sięgnęłam, gdyż miałam nadzieję na podziwianie dość ładnych dziewczynek ciekawych bohaterek płci żeńskiej w dość interesującej formie fabularnej. Co dostałam? Gównianą jakość, nijakie i denerwujące dziewczynki oraz słabe gagi.



Odcinek rozpoczyna się, gdy główna bohaterka, Amami, idzie do szkoły. Gdy przechodzi przez ulicę, zostaje zauważona przez Inoue (w tym wydaniu nie krzyczy "KUROSAAAAAKI-KUUUN" co 5 sekund, nie martwcie się). Inoue myśli, że dziewczyna, którą widzi musi być inteligentna i dobrze wychowana, bo wygląda zupełnie jak panienka z dobrego domu. Jest bardzo zdziwiona, gdy Amami nagle zaczyna podskakiwać, jakby miała mrówki w gaciach. Prędko okazuje się, że główna bohaterka ma szósty zmysł i widzi duchy, a ponadto jest dość tępawa. Właśnie na tym opierać się będzie treść Re-kan! - na (nie)codziennym życiu zdrowo kopniętej Amami Hibiki. Brzmi interesująco? Heh, nie.
Fabularnie jest słabo - epizodyczność fabuły boli, a poszczególne wątki (mowa o 3 odcinkach) niezbyt ciekawią. W historii bierze udział kilka zjaw, są to m. in.: Ero-neko - zboczony kocur, który z chęcią oddałby miskę mleka, a nawet dwie za parę dziewczęcych majtek; Hanako-san - dziewczyna nawiedzająca kibelek w miejscowym parku, a później szkolną toaletę; Daihen-zamurai - duch ślepego samuraja, który walczy z Ero-kotem i lubi dostawać prezenty. Tak, to jest takie dziwne, jak się wydaje.

Graficznie jest źle, bardzo źle. Tła to słabo przefiltrowane zdjęcia, a chara design jest po prostu brzydki. Aż oczy bolą, kiedy się to ogląda. Szczególnie, gdy patrzą one na inne oczy, prześwitujące przez włosy dla odmiany.

Postacie są tak bardzo nijakie i sztampowe, że trudno wyrazić to w kilku słowach. Z ręką na sercu mówię, że NAJLEPIEJ napisanym bohaterem jest zboczony kotek - ma charakter, osobowość i duszę! Ja piszę serio. Jego się nie da nie lubić.
Na tym skończę. Re-kan! jest nudne, przewidywalne, brzydkie, nudne, nudne oraz nudne. Nie polecam.


Pozdrawiam,
S.




wtorek, 14 kwietnia 2015

Show By Rock!! [PIERWSZE WRAŻENIA]



Show By Rock!!, czyli bajka, która zaczęła się tak dobrze, że nie mogłam wyjść z podziwu. Świetne było prawie wszystko - konwencja, grafika, humor, ciekawy design głównej bohaterki. Sprawa się rypła w 5 minucie pierwszego odcinka, a to mogła być taka fajna szkolna komedia.


Anime rozpoczyna się, gdy nasza protagonistka stoi jak pokraka przed salą klubu muzycznego i stara się przekonać samą siebie, by wejść do środka i zgłosić chęć dołączenia. Po chwili wita nas opening utwierdzający w przekonaniu, że mamy do czynienia z bajką o dziewczynce w szkolnym zespole muzycznym. 


Jakież było moje zdziwienie, gdy nic z dołączeniem do klubu nie posunęło się dalej, akcja przeskoczyła do popołudnia, a Cyan (imię głównej bohaterki) najzwyczajniej w świecie leży sobie na łóżku, użala się nad sobą i gra w grę. Chwilę później widzimy, że cyjanowa dziewczynka zdobywa świetny wynik w muzycznej gierce i otrzymuje niezwykle rzadki item, Strawberry Heart - różową gitarkę, która wygląda... po prostu jak różowa gitarka.
Myślę sobie "okej, ciekawe co dalej", a już po chwili protagonistka zostaje wessana do świata gry, zmienia się w małe gówniane zwierzątko i ratuje niesamowicie popularny boysband przed potworem, dla ścisłości - dokonuje tego swoim odjechanym skillem gry na gitarze. OKEJ.
W odcinku drugim twórcy potwierdzili moje najgorsze obawy - bajka będzie się toczyć w świecie pluszowych koteczków, świnek i niedźwiadków, w świecie, gdzie króluje muzyka i gejowe boysbandy. Mogło być gorzej? A jakże. Wyobraźcie sobie, że Cyan po swoim bohaterskim czynie została zaproszona do agencji muzycznej, a szefem tej agencji jest... jajko z zapędami masochistycznymi. JAJKO.


Show By Rock!! to zła bajka, dziwna i głupia. Choć graficznie zjawiskowa, to fabularnie tragiczna. Nawet muzycznie jest źle, a przecież to anime o tematyce muzycznej, no proszę.
Będę oglądać dalej tylko ze względu na śliczną stronę wizualną i całkiem zabawne humorystyczne wstawki. A wy róbcie jak chcecie.


Pozdrawiam,
S.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Hibike! Euphonium [PIERWSZE WRAŻENIA]




Hibike! Euphonium, czyli bajka o dziewczynkach w orkiestrze dętej, innymi słowy o dziewczynkach, które dziewczynkują i są przy tym niezdrowo urocze. To brzmi... świetnie. Zobaczmy, co też masz dla nas, kochane KyoAni!


Już od pierwszych minut odcinka, Hibike wydaje się być bajką niesamowicie nam bliską i, mimo iż bohaterów istne mrowisko, to zdajemy sobie sprawę, że właściwie już ich wszystkich uwielbiamy.
Główną bohaterką serii okazuje się być niejaka Kumiko Oumae, dziewczynka zwyczajna, niczym się nie wyróżniająca, nad wyraz znudzona otaczającym ją światem. Właściwie, to jedna rzecz sprawia, że Kumiko jest w pewien sposób wyjątkowa - mowa o jej talencie muzycznym, który bardzo pieczołowicie rozwijała w gimbazjum. Trzeba dodać, że nasza protagonistka nie była jakimś tam pierwszym lepszym operatorem cymbałek czy starszym nadzorcą trójkąta, nic z tych rzeczy. Instrumentem Oumae jest eufonium i, jak się okazuje, ma niemałe doświadczenie z tego typu sprzętem. Dodatkowo ma świetny słuch, dzięki któremu od razu stwierdza, że szkolna orkiestra dęta zdrowo posysa.

Reszta odcinka zasuwa jak strzała wypuszczona z łuku i większa jego część skupia się nad decyzją Kumiko w sprawie zajęć klubowych. Dołączyć do gównianej orkiestry i pomóc im wyjść na prostą czy olać sprawę i zostawić tę kwestię koleżance z byłego zespołu gimnazjalnego? Co zdecyduje Oumae? Jak potoczy się sytuacja? Kto wygra w ostatecznym star... Dobrze wiecie, że to nie jest jedna z tych bajek, doskonale wiecie jaką drogą pójdzie protagonistka. No proszę was, przecież to prosta feelsowa komedia szkolna.

Graficznie jest świetnie - ciężko, żeby było inaczej, mamy wszakże do czynienia z Kyoto Animation. Studio to znane jest bowiem z może nie tyle dobrych, co ślicznych anime; przykładem może tu być chociażby Free!. Z tego też względu wybrakowania technicznego się nie spodziewam i czekam na więcej uczty dla moich oczu.

Nie ma o czym więcej gadać. Pobierajcie odcinki, podziwiajcie ładne dziewczynki, wpadnijcie w moe szał. A przy okazji posłuchajcie dość przyjemnego openingu.



"Koniec i bomba. A kto czytał, ten trąba!"

Pozdrawiam,
S.


niedziela, 12 kwietnia 2015

Denpa Kyoushi (TV) [PIERWSZE WRAŻENIA]


Denpa Kyoushi to tytuł, który pobrałam prawdopodobnie pod czyimś wpływem, bo naprawdę nie pamiętam, dlaczego znalazł się na moim dysku. Był, to był - obejrzałam. Co myślę? Meh.


Anime traktuje o nastoletnim geniuszu, Junichirou Kagamim, który zostaje zmuszony do prowadzenia lekcji w swojej niegdysiejszej szkole. Kto go zmusza? Jego młodsza siostra. Czym go zmusza? Kijem baseballowym. Dlaczego to już od początku wydaje się głupie i bez sensu? Ano dlatego, że właśnie takie jest. Rozpoczynając pracę, Kagami spotyka miło wyglądającą dziewczynkę, której marzeniem jest kariera seiyuu i superbohatera w jednym. Tak, ja wiem - to wciąż brzmi głupio. Żeby dodać bajce nieco dramatu, dowiadujemy się, że owe dziewczę jest gnębione przez swoje klasowe koleżanki. I w tym właśnie momencie Junichirou wkracza do akcji. Co takiego robi? Maltretuje psychicznie swoje uczennice, a jakże! Cholera, to wciąż brzmi głupio...


Denpa Kyoushi to bajka dość prosta, choć nie jestem w stanie przewidzieć, o czym traktować będą kolejne odcinki; produkcja pełna sprzeczności i absurdu oraz dziwnej i wymuszonej nostalgii. Plusem jest na pewno inteligentny protagonista z dość bogatą głową i przemyślanymi działaniami. Minusem jest oprawa graficzna, która wprost płacze, nawet przy oglądaniu odcinka w 1080p. Dobór kolorów razi po oczach, a projekty postaci, mimo iż wyraziste, to niezbyt dokładne.
Muzyka jest średnią wśród średnich - opening jest wesolutkim trajkotaniem, a ending zabawną melodyjką ku pokrzepieniu ser... Nie

Obejrzyjcie, jeśli tylko macie ochotę. Osobiście - nie polecam, ale nie mam w zwyczaju dropić bajek, więc będę katować się do końca.

Pozdrawiam,
S.


Yahari Ore no Seishun Love Comedy wa Machigatteiru. Zoku [PIERWSZE WRAŻENIA]



Yahari Ore no Seishun Love Comedy wa Machigatteiru. Zoku (hehe, długie tytuły takie zabawne...), czyli SNAFU 2, to kontynuacja bajki mającej swoją premierę dokładnie dwa lata temu (sezon wiosna 2013). Co się zmieniło? Praktycznie cały zespół pracujący nad produkcją, ale nie wyszło źle.

Po dwóch odcinkach muszę przyznać, że - w porównaniu do innych anime z sezonu wiosna 2015 - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Mimo iż Oregairu zostało odświeżone, a wygląd Hachimana znacznie zmieniony, to całość wciąż trzyma poziom prequela. Protagonista nie żałuje sobie wyniosłych przemyśleń i szczerych wypowiedzi, a dialogi między postaciami są bogate, przemyślane i obfitujące w inteligencję.


Trudno jak na razie powiedzieć cokolwiek o fabule - wiemy tylko, że klub Yui, Yukino i Hachiego żyje i ma się dobrze, prowadząc przy tym jawną działalność. Epizody pierwszy i drugi opowiadają nam o rozwiązaniu dwóch próśb kolegów z klasy naszych bohaterów, wbrew pozorom - była to opowieść dość porywająca. Co dalej, to zobaczymy.
Wizualnie jest... inaczej. To najlepsze na ten moment słowo. Hachiman stał się bardziej atrakcyjny, dziewczęta zaś pozostały na tym samym levelu, jeśli chodzi o aparycję.

Muzycznie jest dużo dużo lepiej, opening jest niesamowicie klimatyczny - wpada w ucho i w pamięć. Ending natomiast, to wesolutka przyśpiewka dziewczynek kończących szkołę, meh.


Nie ma czasu do stracenia. Zasysajcie Oregairu2 już teraz. Warto, bo z całą pewnością będzie to jedna z lepszych bajek w tym sezonie.

Pozdrawiam,
S.


Dungeon ni Deai wo Motomeru no wa Machigatteiru Darou ka? [PIERWSZE WRAŻENIA]

Dungeon ni Deai wo Motomeru no wa Machigatteiru Darou ka? (Japonio, apeluję, zacznij nazywać bajki krócej i mniej "chwytliwie") to anime, które na LiveChart zwróciło moją uwagę swoją tematyką oraz dość ładnie wyglądającą oprawą graficzną. Nie ukrywam, że uwielbiam gatunek fantasy, więc bez większych zastanowień pobrałam pierwszy odcinek, a niedługo potem drugi.
Bajka niestety nie wybija się ponad inne, takie same tematycznie, średniaki. Choć graficznie ładnie, to fabularnie dupy nie urywa.


Mamy tu jedno z najbardziej oklepanych wyjść fabularnych, a mianowicie protagonistę - wielkie nic, który chce być silniejszy, by móc obronić damę swego serca i masę innych dziewczynek, lgnących do niego z każdej strony (typowe "zero to hero"). Taką konwencję widzieliśmy już w... 937362829378 innych bajek? Byłabym dozgonnie wdzięczna za jakąś oryginalność, przynajmniej od czasu do czasu.

Graficznie jest naprawdę świetnie, wszystko jest ładne i przejrzyste - od teł po projekty postaci. Dobrze prezentuje się mimika twarzy, a wybrakowanych technicznie scen - póki co (2 odcinki) - nie stwierdziłam. Żywe kolory cieszą oko i można poić nimi do woli swoje zmęczone oczka. Bajki takie zdrowe, nie? Co ja plotę? Oczywiście, że nie. Nie myślcie w ten sposób.

Co do bohaterów, mogę na tę chwilę stwierdzić, że do nikogo nie będę pałać szczerą sympatią, ale też najpewniej żadnej z postaci nie znienawidzę. Wszyscy są zwyczajnie średnio napisani, nie wybijają się ponad pułap innych bohaterów chińskich bajek. Ostateczny werdykt przedstawię jednak pod koniec sezonu, gdyż do tej chwili wszystko może się zmienić. Ktoś przykładowo może umrzeć - miło by było, choć szczerze wątpię.
Z całą pewnością mocną stroną Dungeona jest humor, miejscami naprawdę można się nieźle bawić. Dużo gagów, fajnie przemyślane żarciki i zabawna główna postać żeńska to z całą pewnością plusy tego anime.

Poniżej wrzucam opening i ending, które - jak na razie - w pamięci się nie wyryły. Może dlatego, że przypominają tak wiele innych chińskich bajek. IMO nic ciekawego.

Na tym zakończę pierwsze wrażenia, dotyczące tej bajki. Pobierzcie odcinki oraz suby (jeśli potrzebujecie) i obejrzyjcie. Oceńcie na własną rękę i dajcie znać w komentarzu, jak widzicie Podbijanie Do Panienek W Dungeonie.


Pozdrawiam,
S.

Girl Friends [RECENZJA MANGI]


Girl Friends to prawdopodobnie pierwsze yuri, jakie w życiu przeczytałam i, co ciekawe, wciąż góruje w moim osobistym TOP 5. Ta kwestia nie zmieniła się od ponad dwóch lat, mimo iż na mym koncie pojawiało się coraz to więcej liliowych pozycji.
Warto wspomnieć, że całość wykluła się pod czujnym okiem Morinagi Milk, jednej z pierwszorzędnych autorek mang spod znaku białej lilii. Jeśli siedzicie w temacie yuri, powinniście chociażby kojarzyć tę artystkę. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z gatunkiem, zachowajcie miano Milk-sensei w pamięci, zapewne wkrótce natkniecie się na jej prace, w bliższej lub dalszej przyszłości.

Informacje:

Tytuł:
Girl Friends
Tytuł/y alternatywny/e: Girlfriends/ガールフレンズ
Autor: Morinaga Milk
Serializacja: Comic High!
Wydawca polski: Wydawnictwo Studio JG
Liczba tomów: 5
Data wydania w Polsce: 2014-2015


Fabuła:
"Mariko Kumakura to cicha i nieśmiała licealistka. W jej życiu niewiele się zmienia – pół dnia spędza na lekcjach, a prosto ze szkoły wraca do domu, do książek. Ubrania kupuje jej mama, a fryzurę ma taką jak jej urośnie. Pewnego dnia zagaduje do niej Akiko, dziewczyna będąca jej zupełnym przeciwieństwem. Głośna, otwarta, wręcz krępująco bezpośrednia, mająca dobre wyczucie stylu i bardzo luźny stosunek do szkolnych reguł, których Mariko tak kurczowo się trzyma. Ich znajomość rozwija się bardzo szybko i w konsekwencji doprowadza u Mariko do niezwykłej przemiany zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Niespodziewanie dojrzewają w niej również uczucia, których nigdy wcześniej nie znała..." (http://studiojg.pl/)

Fabuła jest tak prosta, na jaką wygląda - opowiada o dwóch dziewczynach w wieku licealnym, które się w sobie zakochują oraz o przeciwnościach, jakie napotykają na drodze do szczęścia i akceptacji własnych uczuć. Zaprawdę, proste jak budowa cepa; wydawać by się mogło, że to kolejny nudny, stereotypowy komiks shoujo. Nic bardziej mylnego. Prawdą jest, że w Girl Friends nie uświadczycie emocjonującej akcji, widoków wybuchających głów i wnętrzności na ścianach, ale nie ma tu też kiepsko napisanej i zbędnej dramy. Ta seria to najprawdopodobniej jedna z najbardziej realistycznych historii miłosnych w klimacie yuri i to właśnie czyni z niej wyjątkową w swoim rodzaju mangę - niezwykle przyjemną, odprężającą, a przede wszystkim piękną w swej prostocie.

Ocena fabuły: 8/10


Bohaterowie:
Dwie główne bohaterki to początkowo jeden wielki szereg przeciwieństw. Mari jest bardzo nieśmiała i nieobyta w kontaktach międzyludzkich, a ponadto brak jej pewności siebie. Akko natomiast, to istny wulkan energii - wszędzie jej pełno, jest głośna, energiczna, a w dodatku wyjątkowo pewna swoich zalet.
Oglądanie dwóch, tak bardzo różniących się od siebie dziewczyn na tle ich życia codziennego, a przy tym zauważając ich stopniowe zbliżanie się do siebie, było bardzo zabawnym zajęciem. I mimo tego, że historia w mandze nie była prowadzona w pośpiechu i nie narzucała tempa, to wciąż można odnieść wrażenie, że budowanie związku Mari i Akko było cholernie szaloną podróżą.
Na ogromną uwagę zasługują postacie drugoplanowe, gdyż to właśnie one nakręcały humorystyczne wątki w komiksie. Osobiście powiem, że najlepiej z całej zgrai bohaterek pobocznych wspominam Tamamin i Sugi - zapewne dlatego, że towarzyszą głównym bohaterkom od samego początku i zżywamy się z nimi na podobnym polu, co Mariko.
Rewolucja nadchodzi, gdy cztery przyjaciółki muszą się rozstać po przydziale do innych klas. I tutaj kolejne ukłony w stronę Milk, która zgrabnie wprowadziła w tym miejscu kolejne dwie dziewczyny, dołączające z czasem do paczki. Taguchi i Kuno w jakiś sposób zapełniają lukę, pozostałą po uszczupleniu ról Tamami i Satoko, a ponadto dodają historii odrobinę świeżości.
Trzeba wspomnieć, że ogromną zaletą są różnorodne i oryginalne osobowości poszczególnych bohaterek. Każda z nich ma zalety, ale także wady, o jakich możemy się przekonać podczas czytania mangi. Dzięki realistycznemu przedstawieniu postaci żeńskich, możemy się jeszcze bardziej wczuć w typowo szkolny klimat panujący w mandze, w efekcie nawet nie mamy pojęcia, kiedy dochodzimy do ostatniego rozdziału.

Ocena bohaterów: 9/10


Kreska:
Styl Milk najlepiej opisują słowa "uroczy" i "dziewczęcy" - poczynając od okrągłych buziek bohaterek, przez bardzo duże lśniące oczy, na delikatnie rysowanych częściach ciała kończąc. Taki sposób rysowania jest bardzo czytelny i miły w odbiorze; można nawet powiedzieć, że jest to kreska wyższej klasy. Co się jeszcze tyczy stylu graficznego, rysunek w Girl Friends wywiera bardzo duży nacisk na aspekty ubioru oraz makijażu, które obrazowane są w naprawdę przyjemny dla oka sposób, a tym samym oddziałują na doznania wizualne większości czytelniczek oraz czytelników.

Ocena kreski: 8/10




Yuri w yuri:
Z racji tego, iż Girl Friends jest mangą z gatunku yuri, relacja między dwiema głównymi bohaterkami jest fabularnym punktem wyjścia. Warto jednak zaznaczyć, że podczas czytania nie jesteśmy zewsząd zalewani lesbijskimi igraszkami dziewczynek w mundurkach, a temat miłości dwóch kobiet jest wprowadzany w historię stopniowo i subtelnie.
Jeśli chodzi o sceny seksu, to nie są one ani wyuzdane, ani nachalnie eksponowane, ani nadmiernie erotyczne. Ich wyznacznikami są raczej nieśmiałość, próba poznania partnerki i jej ciała oraz czyste, niepohamowane uczucie. Podczas czytania ani razu przez myśl mi nie przeszło, że Girl Friends mogłoby być odebrane jako niesmaczne czy niestosowne, tak jak dzieje się to w przypadku większość yuri doujinshi.

Ocena zawartości yuri w yuri: 10/10





Polskie wydanie:
Trzeba przyznać, że Polska nie ma się czego powstydzić, jeśli mowa o polskich tomikach Girl Friends, Studio JG odwaliło kawał świetnej roboty.
Druk jest bardzo dobrej jakości, wybrakowanych stron nie stwierdziłam. Obwoluty są bardzo przyjemne wizualnie, a dobrana paleta kolorów cieszy oczy.
Tłumaczenie w głównej mierze jest bardzo w porządku, jedyne do czego można się przyczepić, jeśli chodzi o translację, to bardzo nienaturalne przekształcenie imienia (Mariś) jednej z głównych bohaterek.
Kwestią sporną może być cena tomików, która - sugerując się tylnym nadrukiem - wynosi 22,90 zł. Dla jednych cena jest w sam raz, dla innych troszeczkę zawyżona. Z mojego punktu widzenia - za ile by yuri nie sprzedawali, i tak kupię, byleby wreszcie lilie zagnieździły się na polskim rynku mangowym. Patrząc jednak ze strony randomowego odbiorcy, cena jest troszeczkę zbyt wysoka.

Ocena polskiego wydania: 8/10



Podsumowanie:
Ostatecznie poleciłabym Girl Friends wszystkim fanom yuri, bo jest to chyba najlepszy liliowy tytuł ze wszystkich na chwilę obecną, nie wspominając już o polskim rynku mangowym. Ponadto rekomenduję Girl Friends wszystkim tym, którzy lubią sympatyczne i ładnie narysowane historie miłosne z dużą dawką elementów komediowych i bardzo dobrze wplecionym humorem.

Ocena końcowa: 9/10


Pozdrawiam,
S.